Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc się ich drobiazgowością i śmiesznością. Gdy mu zwracano uwagę na bezużyteczność wielu z nich, odpowiadał, że Bóg już potrafi wybrać z tego, co pożyteczne, i odrzucić, co zbędne, ale jego, reb Chaima Kahana rzeczą spełniać ślepo, czego go nauczyli ojcowie. Miał też żywy przykład tradycji ojców we własnym domu. Żyli jeszcze jego rodzice, otoczeni tą czcią, jaką otacza swych starców Izrael. Każdego szabatu, gdy światła błysły w bronzowych pająkach i w wieloramiennych srebrnych świecznikach, zasiadał przy rodzinnym stole w wielkim fotelu, złoconą skórą obitym i wypchanym miękkiemi poduszkami, dziewięćdziesięciokilkoletni rabbi Samuel, siwy jak gołąb, z przygasłemi powiekami i trzęsącą się głową, ale na umyśle przytomny i rzeźki, umiejący jeszcze lepiej, niż ktokolwiek inny wytłumaczyć zawiły ustęp talmudu, dać wyborną radę i pojednać zwaśnionych, rabbi Samuel, cel czci nie tylko Kazimierza, ale całego Krakowa.
Obok niego w bindzie, zasianej najkosztowniejszemi perłami, w ciężkich jedwabiach i koronkach, lśniąca od diamentów i rubinów, siadała o parę lat od małżonka młodsza Rebeka, wyschła jak mumja i niebardzo wiedząca, co się wokoło niej dzieje, ale znieruchomiała w powadze i majestacie, a troskliwością i czcią otoczona przez najbliższych, tak, że ani stąpić, ani ręką ruszyć nie potrzebowała, przewidywano bowiem życzenia jej i potrzeby z niesłabnącą nigdy czułością. Rabbi od-