Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

Starzec obie dłonie wzniósł do góry.
— O wszechmocny i sprawiedliwy! O Adonai! — jęczał rwącym się głosem. — Ty słyszysz? Rzuć twój grom, przekonaj, że to fałsz!
A Joel naciskał cofającego się pradziada, uniesiony namiętnością i głuchy na perswazje Chaima i Chaskiela, którzy usiłowali go powstrzymać.
— Żydzi kaźmierscy, nasi bracia, krewni i przyjaciele, wystawili przy moście do Stradomia ołtarz dla boga Gesnareha i przy ołtarzu tym dymią kadzidła, palą się światła i pieśń rozbrzmiewa. A dziś wieczorem on sam, bóg wcielony, przybędzie we własnej osobie, by od Żydów całego miasta cześć odebrać i przyjąć odprzysiężenie się starej wiary od najsławniejszych rabinów i szkolników!
Stary rabbi stał już pod ścianą, patrząc przed siebie błędnemi oczyma i wciąż jeszcze zasłaniając się obu rękami od tej okropności i ohydy, która szła do niego ze słów prawnuka. Ostatnie z tych słów jednak zdały się budzić go z pierwotnego oszołomienia. Opuścił ramiona i wzrok zupełnie już przytomny zwrócił ku synowi.
— Czy to prawda? — zagadnął.
Reb Chaim próbował zatuszować sprawę. Ten paskudnik, ten bezbożnik pójdzie precz z jego domu, pójdzie precz za swoją niegodziwość i za głupie gadanie! Nie należy