Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

na kolana i bogiem go wyznaje? A dziś ma go bogiem uznać nasz stary Kazimierz?
Ściągnął siwe brwi i zdawał się nad czemś namyślać. Wreszcie podniósł głowę.
— Chaim! — rzekł nakazującym tonem. — Ja tam pójdę!
Kupiec spojrzał na niego zdumiony.
— Ja do niego pójdę i ja mu nakażę, żeby ustąpił się z tronu, do którego mu zasię! I on będzie musiał ustąpić, bo Bóg Izraela silniejszy jest od mocy piekieł!
— Tate! Co wy? — zawołał drżącym głosem kupiec, uderzając w dłonie.
— Tak będzie! — zakończył twardo rabbi Samuel. — Rzekłem!

XIII.

Wieczorem Stradom i Kazimierz zapłonęły wspaniałą iluminacją. Wszędzie jaśniały oślepiające, różnobarwne słońca elektryczne, odbijając się zwojem dziwacznych splotów i fantastycznych smoków w czarnych nurtach Wisły. Ołtarz u wylotu na rzekę oplatały wieńce kwiatów, zalewała powódź światła. Wzdłuż ulicy Grodzkiej, przechrzczonej uchwałą rady miejskiej na ulicę „Boskiego Judy“, stały szeregi konnej i pieszej straży, powiewały sztandary stowarzyszeń, barwiły się i złociły bogate mundury gwardyjskie i urzędnicze. Wśród niezliczonych tłumów policja utrzymywała z największą trudnością porządek. Oczy wszystkich