Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

i morze otoczy przejrzystą obręczą. O, Harry! Jak to byłoby cudnie! Powiedz, że — tak będzie?
Ale on już opanował się.
— Tak nie będzie, Kalino!
Dziewczynie znów płomienie błysnęły w oczach.
— Więc nie chcesz? — krzyknęła, zrywając się.
— Nie mogę, Kalino! Nie mogę: przysiągłem!
Stała, wpatrując się weń i natężając myśl, by go zrozumieć.
— Nie! — rzekła wreszcie. — Nie rozwiążę tej zagadki! Mów!
— Wkoło mnie świat rozpada się, krew niewinnych płynie potokiem. Ten jeden kraj pozostaje we względnym spokoju. I on zostaje dzięki mojej władzy. Władzy tej nie mogę z rąk puścić, bo to znaczyłoby tysiące oddać w ręce kata. Ale nato, by władzę utrzymać, muszę grać tragiczną komedję, muszę kłamać, a ja nie kłamałem nigdy dotąd, Kalino. Póki byłem bez wiary, nie troszczyłem się o tę konieczność obłudy, ale chrześcijaninowi oszukiwać nie wolno i nie godzi się oddawać bałwochwalstwa. Więc postanowiłem uczynić zadość. Postanowiłem poświęcić serce własne! Ślubowałem Bogu, w którego służbę wszedłem. I już nie dla siebie żyję. I dlatego, Kalino, przejść muszę obok szczęścia, które puka do mnie twoją dłonią!