Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

pociechę cierpiącym i triumf maluczkim. Wielkie rzesze idą za nim, gotowe na jego skinienie w ogień pójść i w śmierć. On je trzyma na wodzy, broniąc czynów gwałtu i nakazując cierpliwość, przebaczenie krzywd, miłość...
— Dziwne rzeczy istotnie. Jakże to stać się mogło, że o nich nie doniosły dotąd nic agencje radjotelegraficzne?
— Czyż nie wiesz, jak ścisła jest cenzura? Hasła, rzucane przez tego człowieka, są zbyt sprzeczne z programem giełdowej autokracji, rządzącej dziś światem, a ruch przezeń wszczęty, zbyt łatwo mógłby stać się groźnym pożarem. Nim go zgniotą bomby, trzeba go zlokalizować milczeniem.
— Rozumiem! Gdzież on jest?
Pojawił się w Palestynie i z pochodzenia ma być Żydem, ale działa przeciw Żydom. Wiesz, jak bezwzględną i nielitościwą jest oligarchja żydowska, sprawująca rządy w Palestynie, dla ludności arabskiej, a nawet i dla własnych uboższych współplemieńców. Przeciw temu despotyzmowi podniósł ów człowiek sztandar oporu i słychać, że bez rozlewu krwi wygnał dotychczasowych władców z Jerozolimy i sam w niej dziś włada, choć inni powiadają, że tak nie jest.
— I rzeczach tej wagi nie wiemy nic, bo każe o tem milczeć radjotelegramom cenzura! — zaśmiał się gorzko Strafford. — Cóż dalej jednak?