Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

steś! Moją na ziemi i w otchłani, na wieki! Na wieki!“ Od myśli tej mąciło mu się w oczach i zamierało serce. I kiedy pociągnięty zmysłowem upojeniem szukał ust wabiącej go złośliwej czarodziejki, w duszy ognistemi zgłoskami rozżarzało się pragnienie: zabić ją! Zdeptać i zabić! I zamiast niej mieć przy sobie tamtą, tamtą!
W położeniu Strafforda i w losie chrześcijan nie zmieniło się nic. Owszem, prześladowanie złagodniało. Krakowski komisarz siłą rzeczy przemienił się na pierwszego ministra i prawdziwego zastępcę władcy. Bezwład, jaki ogarnął Gesnareha od ucieczki Edyty, dawał szerokie pole zamierzeniom i energji otoczenia. Kierowany troską o współbraci, ginących w męce na całym obszarze ziemi, Strafford nie zawahał się skorzystać ze sprzyjających okoliczności i sięgnąć po władzę. Raz dzierżąc ją w ręku, nie mógł jej wypuścić, znaczyłoby to oddać ocalone resztki wyznawców Chrystusa oprawcom. Rozumiał jednak dobrze, że cios padnie lada chwila.
Ale cios nie przychodził. Mijały miesiące, Kalina stała się wszechwładną: spokój trwał. Czyżby lepsza część duszy tej dziwnej kobiety odniosła zwycięstwo? Nie, bo przy każdem spotkaniu ze Straffordem z oczu jej padały złe błyski, jak ostrza nożów, a w rozmowach z nią zdarzały się aluzje, jemu jednemu zrozumiałe, a zapowiadające nieubłagany obrachunek w chwili, gdy najmniej będzie spodziewany.