stantynowych legij. Tu i owdzie poczynano je tworzyć pokryjomu na miejscu.
W otoczeniu Proroka poczęto niepokoić się i sarkać. Lew był spętany siatką złotą, ale czyż zastępca jego nie miał obowiązku zaradzenia złemu i usunięcia niebezpieczeństw, grożących dostojnikom utratą intratnych stanowisk? Czy bierność jego nie wyglądała na złą wolę, na zdradę nawet?
Rada najwyższa, dotychczas narzędzie ślepo posłuszne woli Strafforda, okazywała silną nerwowość. Interpelowano pierwszego ministra, występowano z krytyką, zwąc jego działalność rządami inercji. Padł nawet głos, rzucający złośliwe podejrzenie na jego uczucia względem chrystjanizmu. Głos ten pochodził od prof. Kwaśniewskiego, który niedawno dzięki protekcji panny Roztockiej dostał się do Rady, jakkolwiek uważano go powszechnie za skończonego niedołęgę.
W rezultacie Rada najwyższa postanowiła przedstawić całą sprawę „boskiemu“. Charakter tej demonstracji nie dopuszczał wątpliwości. Rada chciała wskazać władcy szereg błędów w postępowaniu jego zastępcy i prosić najpokorniej, ale z naciskiem o powierzenie innym dłoniom steru spraw publicznych. Roztocki jako prezes rady prosił osobiście o posłuchanie, które zostało wyznaczone na jutrzejszy ranek. Strafforda uprzedzono o tem. Miał to być pojedynek, którego wynik nie zdawał się wątpliwy. Zbyt ogólny był nastrój
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.