Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

wymarsz i nakazujący chwilową defensywę. W tydzień zaś szereg statków powietrznych Gesnareha uderzył na przednią linję straży włoskiej z niesłychanym impetem i zażartością. Zdało się, że dowództwo nieprzyjacielskie szuka kogoś i nie troszcząc się o cele strategiczne usiłuje wśrubować się w sam środek chrześcijańskich zastępów, by celu swego dopiąć. Równocześnie rozeszła się wieść, że w napadającym oddziale wyborowych sterowców znajduje się Prorok we własnej osobie. Wprawdzie bandera jego nie była wywieszona, było jednak coś tak potężnie indywidualnego w ruchach statków, w ich rozpaczliwej nieraz rzutkości i energji, że pozwalało wyczuwać obecność i wolę władcy.
Istotnie Gesnareh znajdował się na jednym z samolotów i kierował osobiście ich manewrami. Dawna inercja opuściła go bez śladu. Kto go widział, jak wydawał rozkazy, stanowczy i spokojny, z zimnym odbłyskiem woli w oczach, ten rozumiał, że dawny zdobywca świata stoi znów w pełni potęgi i władzy i że jak dotąd wiedzie swe wojsko do niechybnego zwycięstwa.
W tem pierwszem spotkaniu wojsk Gesnareha z chrześcijańskiemi legjonami dawne jego szczęście towarzyszyło znów Prorokowi. Niesłychana pogarda niebezpieczeństwa, z jaką flotyla napastnicza rzucała się na przeciwnika, była w stanie złamać najsilniejszy opór. Gdy zaś statki, rozproszone furją ataku, szere-