— Pójdę na Rzym i zburzę to kretowisko zabobonu — wołał — zgniotę mego wroga, w bazylice watykańskiej nad grobowcem apostołów postawię tron mój, a ona zasiądzie na nim obok mnie, a Piotr drugi uderzy przede mną czołem i ucałuje stopy tej, z której chciał zrobić drugą Joannę, a którą ujrzy moją kochanką, kochanką boga! Tak! Do Rzymu!
Ale otoczenie ośmieliło się przedłożyć „boskiemu“, że w tej chwili marsz na Rzym był niepodobny, a w najlepszym razie niebezpieczny. Jedna machina piekielna nie wystarczała na takie przedsięwzięcie. Trzeba było cofnąć się, gromadzić wszystkie siły, wyczekać, aż będzie zgotowanych kilka maszyn, i wtedy dopiero wrócić do ataku z niezawodną pewnością sukcesu.
Gesnareh skłonił głowę przed oczywistością. Było to przecie jedynie odłożenie sprawy na krótki termin. Zdobycie Włoch nie ulegało wątpliwości, nie będzie kosztowało żadnego wysiłku. A zdobywszy kraj cały odnaleźć i pochwycić jedną kobietę, zwłaszcza mającą taki jak ona rozgłos: było dziecinną igraszką. Władca radował się myśląc, jak dopomógł mu w planach jego papież, wyśrubowując Edytę do stanowiska i znaczenia Joanny d’Arc i utrudniając tem samem ukrycie się w szarym tłumie.
Potem jednak przychodziła mu myśl straszna. A jeżeli wśród tych, których zniszczy piekielna machina, znajdzie się i ona? Wszak
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.