— Spójrzcie na tych dwóch starców! Oto są ci, których zsyłają do was niebiosa! Opuścili tron Najwyższego, którego chwałę dane im było przez wieki oglądać, by wziąć udział w ostatecznej rozprawie z wrogiem. Oto jest patrjarcha Henoch, w pierwszych wiekach istnienia ludzkości wzięty w niebiosa! Oto prorok Eljasz, towarzysz Henocha u stóp Majestatu! Nie cud że to? I nie wystarczaż na odrzucenie precz wszelkiej trwogi i wszelkiej ziemskiej rachuby?
— Cud! Cud! — zawołali obecni jednym głosem.
I wszystkie czoła pochyliły się przed wysłańcami niebios. Oni zaś, jako to uczynili przy obiorze ostatniego papieża, padli do nóg Piotrowi drugiemu i uderzyli czołem o marmur posadzki. On dał im znak powstania.
— Idźcie tedy, kędy Duch was woła, — rzekł nakazująco, a potem dodał, zwracając się do audytorjum:
— Przed chwilą przyszli do mnie, powiadając, że usłyszeli głos, powołujący ich do siedliska Bestji, zwanego niegdyś polskim Rzymem. Tam mają rzec Antychrystowi słowa, jakiemi Duch ich natchnie, a potem poniosą męczeństwo, po które przyszli na ten padół!
Szmer zdumienia przebiegł po dostojnem zgromadzeniu. Na mgnienie oka przerażenie ścisnęło dusze, wnet jednak rozlała się po nich wielka jasność.
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.