Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

rów, wśród makat, kobierców i zielonych wieńców, jakiemi przystrojone były domy, wśród triumfalnych fanfar i kordonów wspaniale przybranego wojska.
Prorok przybył jak zwykle samolotem i zatrzymał się u przystani na kościelnym dachu. Powietrze zatrzęsło się od okrzyków powitalnych. Lud padł na kolana, a orkiestra z towarzyszeniem chórów odegrała hymn liturgiczny. Wtedy Gesnareh powstał i przemówił do ludu. Słowa jego były jak race ogniste, pełne mocy i świetności. Zwłóczył dotychczas z zatknięciem ostatniego kamienia na kopule wzniesionego przez się gmachu. Jak skaza na diamencie, jak plama na obrazie buntuje się jeden skrawek Europy przeciw harmonji i piękności świata. Teraz położony zostanie kres buntowi i brzydocie. Świat stanie się jedną symfonją bez rozdźwięków, a serce wielkiego ojca we wszechrzeczy rozraduje się w otchłani, której króluje.
W tej chwili z tłumu, wsłuchanego z zapartym oddechem w słowa władcy, ozwał się głos jakiś głuchy i jakby wydostający się z pod ziemi, ale potężny, że go można było słyszeć na całej przestrzeni rynku aż przy Sukiennicach i świętym Wojciechu.
— Ojcem wszechrzeczy nie — zły duch, strącony z niebios, i duch ten nie króluje w otchłani, ale słuszną mękę ponosi w niej wraz ze wszystkimi, których uwiódł.