I tłum rozszalały przebytą trwogą, w mgnieniu oka zmieniający nastrój i wiarę, rzucił się ku obu starcom i jął bić przed nimi czołem, jako przed chwilą bił Gesnarehowi. A przedewszystkiem roje żydostwa, stanowiące jak zazwyczaj w Krakowie większą część publicznych zgromadzeń, otoczyły twardą obręczą cudotwórców, wzburzone i namiętne, pochwycone siłą ich słów i cudownym owocem czynu, bijąc się w piersi, rwąc włosy z głowy, błagając głośno Jehowę o przebaczenie odstępstwa.
Wschodnia gwałtowność uczuć nadawała im pozory szału. Widać było wijących się w konwulsjach, z pianą na zsiniałych ustach; inni rzucali się na ziemię, dając się deptać i rozgniatać; inni zawodzili głosem, przypominającym wycie wilków, jakieś hymny, zamłodu słyszane po synagogach i probowali śpiewem swym przekrzyczeć hałas, napełniający całe śródmieście. Słychać było zewsząd okrzyki, krzyżujące się nawzajem jak cięcia noża.
— Oto prawdziwi wskrzesiciele dawnej chwały Syjonu!
— Oto gorejący kwiat Karmelu!
— Oto prawi przywódcy Izraela!
— Idźmy za nimi, a oni wrócą wielkiemu Adonai władztwo świata!
— I wyzwolą nas z pod jarzma nieprawości!
— I podwyższą ponad wszystkie narody ziemi!
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.