Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trwaj, siostro! — wołał głos jego, z każdem słowem nabierający mocy. — Trwaj i precz odrzucaj od siebie pokusy djabelskie! Trwaj, jak i ja z bożą pomocą będę trwał!
I Edyta trwała. Władca dawał znak: oprawcy rozpoczynali krwawe dzieło. Z ust dręczonego wyrywał się przez zaciśnięte zęby jęk tłumiony. Odpowiadał mu rozpaczliwy krzyk siostry.
— Skróć mu mękę! Ulżyj! — zachęcał słodko Rabbi.
Ale w nią wstąpił duch, nad wszystko ziemskie mocniejszy. Nad umęczoną postacią Harry‘ego widziała unoszące się wieńce i palmy. Zamiast płakać nad jego cierpieniem, dodawała mu otuchy. Głosy ich jednoczyły się we wspólnym dziękczynnym hymnie i twarze ich promieniały, choć on krwią ociekał, a na jej sercu każda kropla tej krwi ciążyła ołowiem i paliła ogniem. Mdlejącego odnoszono do kaźni, ale nim odniesiono, budził się, wracała mu przytomność i błogosławił Pana i siostrę, która stała mu się narzędziem tak wielkich zwycięstw i tak rzadkiej chwały. I rozchodzili się żegnając się, jak przyjaciele, przerywający wesołą zabawę radosnem słowem: „Do jutra!“ I radość była na ich obliczach, choć jemu włosy zbielały całkiem wśród powtarzanych mąk, a jej ciemne sploty okryły się srebrnemi pasmami.
Aż wreszcie lekarz, asystujący mękom, zwrócił najpokorniej uwagę „boskiego“ na to,