torturowanych, wskazując im na tę bladą kobietę w sąsiedniej izbie.
— Proście dostojną! Od niej zależy skrócić waszą mękę i wrócić was życiu!
Wielu wiedziało o niej i o męce, jaką ponosiła narówni z nimi i ci, jak przedtem brat, zachęcali ją do wytrwania, trwając sami. Ale niektórzy nie wiedzieli, innych zaś zmagało cierpienie. Wtedy z ust ich poczynały wybiegać błagania o litość, a gdy męka nie ustawała, okrzyki rozpaczy, skargi, złorzeczenia.
— Dlaczego nie ratowała ich? Czyż serce jej obce wszelkiemu współczuciu? Jest przecie chrześcijanką: czemuż nie ulituje się nad współwiernymi? Czy kamień zastępuje u niej miejsce serca?!
Ona załamywała ręce lub zatykała uszy, nie chcąc słyszeć. Ale wnet czuła, jak obejmuje ją silne, miękkie ramię i słodki głos szepcze jej, nęcąc:
— Czemuż nie chcesz wysłuchać tych próśb? Toż bracia twoi! Rozkaż tylko: będą wolni i cierpienia zostaną im wynagrodzone w dziesięćkroć!
Ona nie mogła uczynić tego znaku, którego wyglądali od niej nieszczęśliwi, jak kwiat usychający na pustyni pożąda rosy. I oto matki przeklinały ją za mękę dzieci, biczowani, ciskali w nią biczami własnej męki. Cierpiała nad wszelki wyraz i nad wszelką miarę.
Niewszystkie jednak męki zamykały się w wewnętrznych komnatach królewskiego
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.