Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jutro Bóg między nami rozstrzygnie, Judo Gesnareh! — rzekł z mocą.
I zamknął okno, a potem upadł na kolana przed wielkim krucyfiksem, zajmującym środek przeciwległej ściany, i resztę nocy przebył na żarliwej modlitwie.
Ranek wstał pogodny i ciepły, pachnący wonią dzikich ziół Kampanji, między które wgryzał się chwilami ostrzejszy zapach zwęglonych lasów i domów, płynący od strony Monte Rotondo, dokąd dotarły hordy Antychrysta. Przed frontonem Piotrowej bazyliki kilku sanpietrinów przybijało w pośpiechu białe jedwabne draperje o złocistych obrzeżeniach i ustawiło pod ich osłoną prowizoryczny ołtarz. Przed świtem jeszcze bazylika zapełniać się poczęła duchowieństwem i ludem, zapowiedziano w niej bowiem całodzienne nabożeństwo. W chwili, gdy błysnął pierwszy promień słońca, w bocznych drzwiach ukazała się procesja. Kapituła watykańska poprzedzała swego kardynała archiprezbitera, niosącego wielką i drogocenną monstrancję, używaną przy procesji Bożego Ciała. Pozostałemi wejściami tłoczyły się fale wiernych, napełniając monumentalne schody i plac przed bazyliką. Wówczas od Porta di bronzo zbliżył się inny pochód. Poprzedzony długim zastępem biskupów i kardynałów szedł papież ze złożonemi rękami i odkrytą głową. Stanąwszy przy ołtarzu, Piotr drugi ukląkł na przygotowanym klęczniku i zatopił się w modlitwie.