Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.

czeluść wnętrza. Z czeluści tej począł się wydobywać głuchy syk, jakby z kotła gotującej się wody.
W tej chwili stanął u steru wysoko ponad pokładem człowiek białym płaszczem okryty, podobny do płatka śniegu na tle przejrzystego lazuru. Stanął i przysłaniając sobie oczy, rażone blaskiem słońca, wpatrywał się uważnie w szerokie linje pilastrów frontonu i w olbrzymią kopułę, wzbijającą się ponad frontonem, jak zawieszony w powietrzu Panteon.
Tłum na dole poruszył się znów gwałtownie. Głuchy jęk z wielu piersi przeleciał powietrze.
— To on! — wydarło się z tysiąca ust.
Papież, który stał już od chwili z oczyma zwróconemi ku nadpływającej flotylli, dał znak teraz. Kardynał archiprezbiter zbliżył się do ołtarza i podał mu monstrancję. Piotr drugi dźwignął ją wysoko przed sobą i majestatycznym ruchem począł kreślić znak krzyża. Brylantowe promienie, rozchodzące się w kształt słońca od białej Hostji, zaświeciły tęczą blasków ponad szerokiem czołem i orlim profilem Piotra drugiego, zniżyły się do jego piersi, dotknęły ramion. Lud zamarł, wpatrzony w arcykapłana, czekający cudu.
Olbrzymi plac zaległo milczenie. Tylko z czeluści admiralskiego okrętu dochodził wciąż syk ostrzejszy, przeraźliwszy niż przedtem.
Wszystkie oczy wlepione były w Gesnareha. On stał nieruchomy, wpatrzony w złoci-