Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/336

Ta strona została uwierzytelniona.

i że on sam jest ostatnim z najwyższych pasterzy. Czekał więc w modlitwie, aż rozebrzmi zew wielki.
Ale lata szły za latami, a nic nie zapowiadało jakiejś zmiany w losach świata. Powoli rzeczy ludzkie weszły w zwykłą kolej. Napięcie gorliwości i strachu osłabło. Mgły, okrywające widnokrąg, poczęły się rozpraszać. Ludzkość zaczęła siebie pytać, jak po roku tysiącznym, czy nie zaciężyła na piersiach jej zmora i czy z gniotącego snu nie należy co rychlej się zbudzić, odpędzając ohydne widziadła, wzrok podnosząc ku słońcu?
Po okresie wyczerpania i duchowej inercji w cieniach krzyża powstawały stare bunty i spory, zmysły zrywały pęta, wolna myśl upominała się o swoje prawa. Powrotna fala rosła, rozpędzając czarne nietoperze i wołając wielkim głosem o światło, o radość, o swobodę ducha i rozkiełznanie ciała.
Księża poczęli ukrywać się w cieniu swych konfesjonałów. A opodal od przesiąkniętych wilgocią murów kościelnych szła, jak co rok od wieków, w zieleni młodych traw, w tchnieniu świeżych kwiatów, w blaskach słonecznych wiosna.
Szła wiosna, wskrzeszając stare bogi, nęcąc wesołym korowodem nimf i satyrów, wieńcząc się zwojami róż i winną macicą.
Pogańskie odrodzenie kultu ciała, protest przeciw wiecznemu prawu śmierci...