Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

mikom, pozyskała szeroką poczytność. Z gabinetów profesorskich kłótnia naukowa przeniosła się do biur dziennikarskich i do kawiarni. Hipotezą prof. Simrocka poczęła bawić się przeciętna publiczność, zwłaszcza odkąd zewnętrzną powierzchowność profesora i jego wywody spopularyzowała we właściwy sobie sposób karykatura. Mr. Simrock zajął stałą rubrykę w pismach humorystycznych. Długa jego koścista postać z przerażonym wyrazem twarzy i wskazującym palcem, groźnie podniesionym do góry, miała przywilej rozśmieszania czytelników.
— Cóż tam? Wylecimy podobno w powietrze, nim rok upłynie?
— Za trzy miesiące podobno!
— I coś dni, bo ten stary warjat obliczył wszystko co do minuty!
— Że go do czubków nie wzięto!
— Ba! On uważa, że cały świat kwalifikuje się do czubków, bo mu nie wierzy.
— A jakże! Wypowiada to wyraźnie w jednej z propagacyjnych broszur.
Mr. Simrock istotnie wydawał broszury dla szerokich warstw publiczności i w broszurach tych ubolewał nad szaleństwem ogółu, zamykającego oczy na tak bliskie niebezpieczeństwo. Dowodził, przekonywał, urągał. Ludzie śmiali się do rozpuku. W niedzielnych feljetonach zapytywano go, jakie środki ratunkowe wynalazł dla uniknięcia katastrofy: