Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/353

Ta strona została uwierzytelniona.

a mnie jednego nie tknął anioł śmierci, i stoję jako żywy pomnik gniewu Twojego... Panie mój, Panie mój czemuś mnie opuścił?
I stał przez chwilę zmartwiały w boleści swojej, a południowy wiatr igrał srebrnemi włosami nad jego skronią. I nagle zdało mu się, że słyszy głos jakiś czysto zewnętrzny czy we wnętrzu duszy. I głos ten go karcił.
— Dlaczego smucisz się, sługo zaślepiony i małej wiary? azaliż nie masz mnie przy sobie?
Papież wstrząsnął się cały, i z czcią pełną przerażenia i miłości spojrzał na święte naczynie, które trzymał w ręku. Na dnie kielicha bieliła się jedyna ostatnia Hostja.
— Przebacz, Panie! — zawołał starzec, — adoro Te devote... — kończyły szeptem jego usta.
Ale w tej że chwili ujrzał ze zdumieniem, że Hostja wysuwa się zwolna z otaczającego ją złotego kielicha, i poczyna podnosić się w górę.
Przerażony, chciał Ją pochwycić i zatrzymać, ale ona umknęła jego dłoni, i zwolna majestatycznie podnosiła się coraz wyżej. Opary zasnuwające słońce, rozdzieliły się przed Nią, odsłaniając szeroką przestrzeń słonecznego lazuru. Lazur ujął ją w swoje objęcia i poniósł w górę, aż znikła w nieskończoności.
Piotr drugi śledził ją okiem długo, potem siwa głowa opadła mu na piersi i z drżących rąk złoty kielich osunął się zwolna na ziemię.