nie fal powietrza. Wynalazek ten pozwalał z bardzo znacznej odległości słuchać dokładnie mowę lub śpiew.
— Tu Rabbi przemawia do ludu, — zauważył z przejęciem przewodnik, młody chłopiec o marzycielskiej twarzy i oczach, jakby mgłą zaszłych.
— Czy wszyscy mogą słuchać go, czy tylko adepci? — spytał Strafford.
Chłopiec uśmiechnął się, ruszając ramionami. Był on wiedeńczykiem, a zwano go w spieszczeniu Poldi. Od paru tygodni dopiero tu bawił, ale już oddany był Rabbiemu całą duszą.
— Jakażby mogła być kontrola nad takim tłumem? Zobaczycie sami! Zresztą poco? Prorok nie ma tajemnic, mówi i czyni wszystko w słońcu, które jest jego obrazem. Przymusu tu niema dla nikogo.
Strafford chciał w odpowiedzi zagadnąć go o stosunek Rabbiego do chrześcijan i o zatrzymywanie przybyłych, o którem mu wspominano w Gaensendorfie, ale powstrzymało go spojrzenie Edyty. Zrozumiał, że z temi pytaniami należało poczekać, ograniczając się narazie do własnych spostrzeżeń. Szli więc dalej, a podziw ich rósł z każdym krokiem.
Całą połać budynków poza estradą zajmowały urzędy, o których Strafford miał wnet sposobność przekonać się, że przeznaczone były dla olbrzymiej machiny państwowej przy niezmiernej oszczędności miejsca i sił robo-
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.