Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

uczuć. Raz już pochyliła się nad pasyjką i wtedy znów ktoś ją ztyłu zachęcił do usłuchania rozkazu, ona jednak głową potrząsła i usta zacisnęły się jej z wyrazem postanowienia.
— Czyś mnie słyszała? — zapytał znów Rabbi. Jesteś nad przepaścią: za niewiele dni pochwyci cię śmierć. Możesz uniknąć nieszczęścia, mogę ci wrócić zdrowie, ale potrzeba wolę twą ugiąć przed moją i zerwać z zabobonem. Cóż?
Kobieta powstała z trudnością z klęczek.
— Nie, panie! — odparła cichym, ale stanowczym głosem. Jam chrześcijanka i chrześcijanką umrę. Gdybym wiedziała, czego ode mnie będziesz żądał, nie przyszłabym. Nie!
Chciała cofnąć się w tłum, ale tłum nie rozstąpił się przed nią.
Lud wzburzył się. Rozległy się okrzyki zemsty. Sto zaciśniętych rąk podniosło się przeciw niej.
— Proroka pohańbiła!
— Przeciw mistrzowi czyni!
— Świętokradztwo!
— Kara! Kara!
— Śmierć jej!
Zaciśnięte ręce opadły z głuchym łoskotem i znów się podniosły. Zniknęła w tem morzu ludzi. Za chwilę ujrzano ją znów. Okrytą potokami krwi podniosła z ziemi, ratując od pomsty rozjuszonego motłochu, silna dłoń Pro-