składał się przynajmniej w połowie z mężczyzn, w znacznej zaś ilości z młodzieży. Inny też tu panował zgoła nastrój. Tam przywykła spotykać garść znużonych, stojących jak ostatnia honorowa straż na pogorzelisku wiary bez wyznawców: tu miała niewątpliwie przed sobą zastęp ludzi silnych. gotowych złożyć ofiarę z życia dla uczynienia zadość przekonaniu.
To, co obaczyła, stwierdziło słuszność pierwszego wrażenia.
Nie było to bowiem spokojne, podług starego programu odbywające się nabożeństwo, ale raczej katakumbowa ofiara, gromadząca dla wzajemnego krzepienia się jutrzejszych męczenników. Młoda kobieta dowiedziała się ze zdumieniem, że znaczna większość uczestników spędziła tu noc całą na modlitwie, spowiedzi i gotowaniu się na śmierć. Obecnie widziała długi orszak katechumenów, nad którymi kapłan dokonywał obrzędu chrztu. Wśród tych katechumenów kilkoro tylko było nieletnich: większość składała się z ludzi dojrzałych, nieraz przygniecionych wiekiem. Błogosławiono też liczne małżeństwa, nieraz mające za sobą daleko wiosnę życia. Wszystko dowodziło, że ci, co zebrali się tutaj, to nie byli zwyczajni parafjanie, ale grono szermierzy, które w ostatecznej godzinie stanęło pod sztandarem krzyża, by wierze swej, której może nie służyli w ciągu całego dotychczasowego życia, dać świadectwo śmiercią.
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.