— Nie dziś, matko, — szepnęła — nie dziś jeszcze... prawda?
Skinęłam w milczeniu głową. Niechże jeszcze jedna noc spokojnie upłynie pod tym dachem dla biednych, starych siostrzyczek...
Ostatnia!
Do chóru schodziła już tylko połowa sióstr. Było nas dość wiele, i to dawało nadzieję, że klasztoru nie zamkną tak prędko — ale wszystkie były takie stare... I zbiedzone także, i chore. Siostra Eustachia od trzech lat nie ruszała się z łóżka, siostra Salezya i Ignacya nie mogły nigdy prawie z celi wychodzić, siostra Koleta i siostra Józefa żadnych funkcyi nie spełniały dla podeszłego wieku, młodsza od nich o kilka lat siostra Agnieszka zdziecinniała od jakiegoś czasu całkiem. Wciąż bełkotała i śmiała się, lub płakała jak dziecko. Inne siostry zapadały też nieustannie. Tej oczy dolegały, tamtej reumatyzmy, a trzeciej nogi puchły — i tak ciągle. Nic dziwnego. Klasztor był od lat dwudziestu nie odnawiany, wszystkie dachy zaciekały, wilgoć, zimno, bo palić nie było czem, chyba ktoś z obywateli sąsiednich przysłał furę chrustu. Ale i oni sami nieraz potrzebowali pomocy. Przytem doktór, apteka... Poczciwy Krościelski leczył, prawda, za darmo, a Steiner za lekarstwa nie brał, ale wiadomo, w takich warunkach trudno lekarza i lekarstw nadużywać. Więc tylko w koniecznej potrzebie...
Nazajutrz był właśnie dzień Komunii świętej. Po Mszy wezwałam siostry do kapitularza.
Nie schodziłyśmy się tam teraz, bo całe to skrzydło klasztoru najbardziej było uszkodzone. Okna powybijał grad i wicher, mury zieleniły się od pleśni, na mozaikowej posadzce stały całe jeziora od ostatniej ulewy. Rzeźbione stalle przeniesiono w połowie do suchszej części gmachu, aby je od zniszczenia uchronić. Tylko wielki Chrystus na środkowej ścianie, pysznie rzeźbiony przez włoskiego mistrza z czasów Odrodzenia, wisiał nietknięty, czarny od pyłów i pajęczyny, patrząc posępnie na otaczające go zniszczenie.
Biedne siostrzyczki zaniepokoiły się wezwaniem
Strona:Jan Łada - Ostatnia msza.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.