Strona:Jan Łada - Ostatnia msza.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Skinęła lekko ręką, nie przestając się uśmiechać.
— Nie bój się, mateczko, — rzekła — nie bój się nic. Już niedługo.
Dopiero nazajutrz zrozumiałam te słowa.
Z matką Salezyą przyszło trudniej o wiele. I jej nie mówiono nic dotąd o kasacie klasztoru; teraz wierzyć jej nie chciała, o zejściu na dół nie dała sobie mówić.
— Albo wszystko nieprawda i bajka, — powtarzała uparcie — a wtedy niema po co na dół schodzić, albo ci panowie, jeśli są tu, znajdą do mnie drogę.
Staruszce biednej zaczynało powoli w głowie się kręcić, jak siostrze Agnieszce.
Nie było rady. Trzeba ją było zostawić.
Zastanawiałam się, schodząc, jak wytłómaczyć to pułkownikowi i przeszkodzić możliwym gwałtom i awanturom. Nie doszło do tego jednak. Znalazłam pana pułkownika w zmienionem usposobieniu. Stał zmieszany jakiś i niespokojny. Cygaro rzucił na ziemię, i wciąż patrzył z lękliwem zdumieniem na siostrę Eustachię, którą na środku refektarza postawiono z jej krzesełkiem, zawsze uśmiechniętą i promienną.
Gdym weszła zwrócił się ku mnie, i przez chwilę widocznie słów szukał.
Uspokoiłam go frazesem jakimś. Nie pytał już o resztę sióstr.
Wyjął z zanadrza papier z urzędową pieczęcią i pośpiesznie, myląc się i połykając wyrazy, zaczął czytać dekret rozwiązujący zgromadzenie i nakazujący nam bezzwłocznie klasztor opuścić. W szczególnej swej łasce władze pozwalały nam wybrać jedno z dwojga: albo wyjazd zagranicę, albo internowanie w innym klasztorze, w którym zakonnice różnych domów i reguł zamknięte są do wymarcia, jak w więzieniu, pod rządową, policyjną strażą.
W imieniu sióstr odpowiedziałam, że wybieramy pierwsze, i zapytałam, kiedy mamy klasztor opuścić.
— Jutro przed południem.
— Czy wolno będzie Mszę św, odprawić?
Zawahał się.