Strona:Jan Łada - Ostatnia msza.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

wam zboża pól rodzinnych nad mogiłą, nie zapłacze nad nią polska pieśń żałobna. Ale Ten, co jest Zmartwychwstaniem i Żywotem, Pasterz dobry przygarnie was jako owce wybrane, najdroższe. Łzy wasze zawiesi jako perły w swej koronie, mękę waszą, ofiarę waszą rzuci na szalę swej sprawiedliwości... Może przeważą nieprawości braci waszych, może wymodlą zmiłowanie...
Tak mówił do nas ojciec Wincenty, a serca nasze rozpływały się w boleści nadmiernej, tak straszliwej, że zdawała się graniczyć z dziwną jakąś rozkoszą. Już i łez oczom naszym zabrakło, już i sił resztka opuściła nasze ciała. Jak klęczałyśmy przed ołtarzem, tak padłyśmy na twarz na kamienne płyty, na których przed wielu laty okrywano nas całunem żałobnym przy składaniu ślubów. Padłyśmy na twarz i leżałyśmy w prochu przed Panem, wołając z głębi serc naszych:
— Panie, nie jako my chcemy, ale jako Ty chcesz. Otośmy sługi Twoje... czyń z nami wedle świętej woli swojej!
I przez chwilę cisza zaległa kościół — a potem jeden wielki jęk się podniósł i łkanie z tysiąca piersi, aż mury klasztorne, zdawało się, zadrżały w swych posadach. Jęk i łkanie i skarga bolesna, wzbijająca się w niebiosa.
Ach! gdybyśmy tak mogły leżeć zawsze u stóp ołtarza, i nie podnosić się już nigdy, nigdy...
Ale nam czas już był w drogę wyruszać.
Podniosłam się pierwsza. Za mną kolejno wstawać zaczęły siostry.
Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, gdym stanęła na nogach, był przerażony, osłupiały wzrok pułkownika, utkwiony w naszą gromadkę.
Koło pułkownika stał dziekan. Ale ten nie patrzył. Rękami twarz zakrył i płakał.
Spojrzałam na siostry. Za mną w fotelu swoim siostra Eustachia spoczywała nieruchoma, uśmiechnięta łagodnie, z wyrazem niebiańskiego wesela, rozlanym na alabastrowej twarzy.