Pułkownik przyskoczył do niej w tej chwili i szarpnął ją za rękę.
Ręka opadła bezwładnie.
— Co to jest, co to znaczy? — szeptano.
Zbliżyłam się i przyklękłam przy krześle. Oczy zagasłe przysłoniłam powiekami i nachyliwszy się usta przycisnęłam do zimnej dłoni.
Jedna za drugą siostry uczyniły to samo, potem głośno zaczęłyśmy modlitwę za umarłych.
Szczęśliwa siostra Eustachia!
Już nas nie pędził nikt. Ale godzina była późna. Więc znowu jeszcze padłyśmy twarzą na ziemię, aby pocałować po raz ostatni prochy Pańskiego przybytku. Potem powoli, zasłonami zakonnemi okryte, na przyjaznych dłoniach wsparte, iść zaczęłyśmy ku drzwiom kościelnym, przy których już oddawna czekały nasze powózki. Za nami tłoczył się lud, płacząc. W opustoszałem prezbiteryum, sama jedna w swym fotelu, pozostała siostra Eustachia.