której treści nie ujmowała dusza, a ciało się nie lękało.
Dnia 8 go maja w środku zamkniętego koła kilkoma rzędami stojących ochotników polskich, głosem uroczystym i donośnym mówił dowódca oddziału polskiego Osmonde:
Pozatem dowódca nasz, powtarzając słowa generalissimusa Joffre’a zakazywał nam zajmować się się rannymi kolegami, nakazujące absolutne posłuszeństwo wszystkim zwierzchnikom bezwzględność wobec wroga i zimną we wszystkich chwilach rozwagę.
— | — | — | — | — | — | — | — |
Powoli, grupami, z mózgiem, nie dość zdającym sobie sprawę z tego, co się stało, a już się bowiem stało po zapowiedzi naszego dowódcy, rozchodzili się ochotnicy polscy. Każdy ważył po swojemu wszystkie, dopiero co, słyszane słowa, obracając jedno po drugiem, jak jakiś przedmiot, niezwykłej wagi i ceny. nieznany mu dotąd, znaleziony na drodze jego życia.
Chodzili jeden przy drugim, nie wiedząc, w którą udać się stronę, gdzie znaleść mroczny i cichy kąt, w którym by można wszystkie słowa dowódcy Osmonde‘a sobie powtórzyć i znaczenie ich myślą trzeźwą poznać.
Tyle już przecież słyszeli zapowiedzi, a nigdy żadna z nich nie wydała się im tak ważną, tak wiele im obiecująca, jak ta dopiero co wysłuchana.