Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/13

Ta strona została przepisana.

Oczekiwanie to wyrobiło w nas pewną wojowniczość, wobec nieznajomych kolegów z braku rzeczywistego wroga.
Dla zadosyćuczynienia nerwom i znagła nagromadzonej energji urządzano wszelkiego rodzaju zapasy.
Pierwszego też dnia na słomie mocowano się, goniono, dokazywano, jak kiedyś w szkole podczas dużej przemiany.
Nazajutrz, już o godz. 6 zbudzono nas. Ustawiono podług wzrostu, podzielono na sekcye, poczem wyprowadzono nas na ćwiczenia. W drodze wszyscy bez wyjątku krzyczeli „gauche“ (lewą), by iść zgodnie w nogę
Staraliśmy się bardzo, jeden drugiego chciał prześcignąć w umiejętności wykonania pokazanego nam pół obrotu, lub obrotu.
Podczas ćwiczeń zdziwieni, usłyszeliśmy polskie objaśnienia do komendy francuskiej Tym objaśniającym był L. Malcz, który kilkanaście miesięcy przebył w Legji Cudzoziemskiej. Jemu też, jako byłemu żołnierzowi francuskiemu, wkrótce dano niewielki oddział wolontaryszów do nauki.
Znajomością rzeczy wojskowych, dla nas pełnych niewyobrażalnych trudności, Malcz jako ex-żołnierz, stanął odrazu w oczach naszych na wysokości imponującej. Z powagą, pełną szacunku, pytaliśmy go o wszystko, tyczące armji, t. j. nawet o to, o czem on miał również słabe, jak my, pojęcie
Ćwiczenia nasze ranne i popołudniowe odbywały się po domowemu bez żadnej dyscypliny, co prawda nie była ona potrzebna, staraliśmy się aż nadto, by przekonać naszych kierowników o dobrej woli ich podwładnych.

Wypadkiem zgoła nieoczekiwanym, lecz przyjętym radośnie, był rozkaz wybrania z pośród gromady naszej kilku uświadomionych w sprawach