Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/132

Ta strona została przepisana.

nych, zupełna niewiedza, czerń, właściwie jesteśmy dla tego, napół rozkładającego się olbrzyma, niby wojującego, było dla Bayończyków tragedją. Rozkaz wyjazdu do Wołogdy powitaliśmy z rezygnacją, zaczynającą dominować nad resztą uczuć zdławionych wieścią o Polsce, upokorzonych przez zapite, rosyjską wódką, zwierzę niemieckie, gubernatora Archangielska.
Towarowym pociągiem w t. zw. „tiepłuszce“ wyjechaliśmy z jakimś feldfeblem do Wołogdy. Na skraju tego nieszczęśliwego miasteczka, gdzie mróz zdawało się był jedynym mieszkańcem, spędziliśmy dwie doby.
Znowu rozkaz dalszej drogi.
Znowu kilkanaście godzin drogi w „tiepłuszkach“ do Jarosławia. Cebulaste kopuły cerkiewne, obowiązkowy „letnij sad“, tłumy „praporszczikow“ z siostrami, aż do chorób wenerycznych miłosiernemi, wreszcie tramwaje dały nam przedsmak kultury wielkiej Rosji i jakie takie pojęcie, że kraj ten znajduje się w stanie wojny,
O wojnie najwyraźniej przemawiało zbratanie się dwu płci: rosyjskiej — pięknej i austrjackiej, wcale nie brzydkiej, jednakże zgodnie z przyjętem określeniem brzydszej, bo męskiej.
Po Archangielsku i Wołogdzie — Jarosławl wydałby się wielkiem i zgoła europejskiem miastem, gdyby nie wypadek w tramwaju z kapitanem armji rosyjskiej.
Przystrojony w czerwone kepi i ogniste portki (łechcące wzrok mieszczanek Jarosławia) francuskiego fantassina, jadąc tramwajem, byłem przedmiotem uwagi wszystkich pasażerów, między innymi i groźnie spoglądającego na mnie kapitana rosyjskiego.
— Ty kakoj plennyj? — zapytał mnie zadekowany wojak.
— Da plennyj! odpowiedziałem kapitanowi z uśmiechem.
— Awstrijskij? — wojak nie był pewien, czy