Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/133

Ta strona została przepisana.

właściwie jestem jeńcem austriackim, czy niemieckim.
— Awstrijskij! — odpowiedziałem, nie chcąc wogóle odpowiadać sprzymierzonemu cymbałowi.
— Giermanskij?
— Da giermanskij! — znów odrzuciłem z uśmiechem.
Odpowiedzi moje nietylko nie zadowoliły kapitana, ale rozgniewały go do tego stopnia, iż ryknął, jak opętany.
— Wstań, kagda gawarisz z ruskim oficerom!
Oczywiście nie wstałem. Mimowoli włożyłem rękę do kieszeni. Przez głowę przemknęła myśl: „A może by mu tak wywalić dwie małe z „piątki“ belgijskiej w łebek?!“
Nastrój ogólny w tramwaju był zdecydowanie wrogi przeciwko moim czerwonym szarawarom, co czułem zupełnie wyraźnie pod czerwoną czapką. Wskazujący palec mej prawej ręki błądził dokoła zabezpiecznika nabitego rewolweru.
Wściekły kapitan zatrzymał tramwaj, zawołał „garadowowo“ i rozkazał:
— Posmotri u niewo bumagi!
— Słuszajuś wasze wysokobłagorodje! — odwalił stójkowy i zwrócił się do mnie — pokażi bumagi!
Nie mając nic, prócz francuskiej książki wojskowej, wetknąłem ją w rękę policjanta.
— Nikak proczest’ nie magu, wasze wysokobłagorodie, widno po giermanski napisano! Podał mój dokument po dokładnem obejrzeniu go ze wszech stron, kapitanowi policjant.
Oficer wziął książkę moją do ręki, długo ją badał, przewracał stronicę za stronicą, wreszcie wykrzyknął:
— Nieużeli wy Francuz?! z temi słowy pan kapitan rzucił mi się na szyję i zdaje się chciał już łzy ronić, gdym go delikatnie zatrzymał powiedzeniem.
— Jestem Polak, ochotnik z armji francuskiej.