Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/25

Ta strona została przepisana.

mowaniu sekcji, każdy z nas miał już pewne swoje miejsce, swoich najbliższych kolegów broni.
To właśnie było przyczyną szybszego orjentowania się w wykonania wszystkich rozkazów, bez omyłek.
Podział jednak na sekcje nie był ostatecznym, jeszcze szczegółowiej podzielono nas daleko później.
Tak sformowani, poczęliśmy obmyślać wykonanie sztandaru — znaku Białego Orła, dla naszej kompanji.
Wykonanie sztandaru polskiego polecono Dunikowskiemu i mnie. Wspólnie w jednej, ze szkół bayońskich wystylizowaliśmy Orła Białego.
Panie bayońskie podjęły się wyhaftowania znaku na amarantowej materji.
Życie nasze płynęło bez zmian.
Dwa razy na tydzień chodziliśmy do Montbrun na ćwiczenia strzelnicze. Okazało się, że Polacy i w strzelaniu wyróżniali się celnością.
Oddział nasz przezwano „Bataillon de fer“, z czego byliśmy niesłychanie dumni.
Powoli z grupy naszej, jednako odzianej, poczęli wypełzać ludzie o bardziej jaskrawym kolorycie.
Między innemi jeden Litwin, który zajmował się handlem. Wysoki, dobroduszny blondyn, coraz to z nowym przychodził przedmiotem, stawał na środku sali, poczem uroczystym głosem zachwalał wartość rzeczy, której się chciał pozbyć.
„Oto piękna szczoteczka, może służyć do ubrania, do włosów, fuzji, butów, a dla legionisty nawet do zębów tyle wygód za 50 centymów. Można ją nosić w kieszeni“.
Zdziwiony, że nie ma nabywców, dodawał: „Toż wy własnego szczęścia nie widzicie“.
Litwin na ćwiczenia nie chodził prawie nigdy.
„Ja mam sześć chorób — mawiał: — ustawiczny katar, reumatyzm, łamanie w kościach, bzika, a o innych już lepiej nie mówić“.