Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Gdy go pytano — dlaczego wstąpił do wojska — odpowiadał naiwnie:
„Cóż — ogólny entuzjazm pociągnął, a choroby to dopiero teraz. Reumatyzm od kamieni Ja przecież wcale nie mam słomy, a śpię przy drzwiach. Wolontery, wolontery inteligentni, a śpią... Boże zmiłuj się“.
Każda rozmowa Litwina kończyła się gorzkiem narzekaniem.
Z najweselszych nigdy i niczem nie przejmującycych się ludzi był Sztejnkeller.
Pomysły Stejnkellera były znane nie tylko kolegom, ale i władzy. Najlepszy kolega, czasem bardzo dokuczył drobnymi żartami.
„Dla Staśka niema nic świętego“ — mawiali poważniejsi.
Różnorodne usposobienia wolontarjuszów zakreślały się coraz wyraźniej na tle ogólnego życia. Trzymano się wciąż jeszcze grupami. Bliżsi znajomi zajęli miejsce na słomie jeden obok drugiego. Grupy te, zawsze razem, widywało się w kawiarniach bayońskich wieczorem.
Niedzielę spędzano w Biarritz. Naogół kompanja nasza przeżywała dosyć monotonnie czas który schodził na ćwiczeniach coraz bardziej męczących lub odpoczynku.
Niepomyślne wieści z frontu zaczęły dochodzić do Bayonny. Poczęto myśleć o wyjeździe na pozycję.
Pewnego wieczoru 49 pułk piechoty, stojący w Bayonnie, wyjeżdżał na front Objuczeni żołnierze, z kwiatami w lufach karabinów, wśród oklasków, płaczu, życzeń, pożegnań, szli na stację. Coś się rwało w piersi, coś ciągnęło tam między nich.
Trzeba jeszcze długo jednak było pozostać w Bayonnie.
Niejednego widok całego ciężaru, który dźwigał żołnierz francuski — przerażał.