Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Szteinkeller — ten z najniewinniejszą miną w świecie przyniósł cztery nowe, naładowane słomą sienniki, dzban do wody i dwie kołdry.
W jednym też naszym pokoju wszyscy spali na siennikach — wszyscy mieli wbrew zwyczajowi własne kołdry. Kołdra bowiem, ogólnie przykrywała dwóch wolontarjuszów.
Pokój był zupełnie zajęty przez ułożone rzędem sienniki, które złożone na dzień, służyły za wygodne, miękkie fotele.
Tragedją był brak oświetlenia w domu — świec, ze względu na ilość słomy, palić nie było wolno.
Zaliczni mieszkańcy pokoików, ze względu na ciasnotę i dziesiątki różnych drobnych rzeczy: pasków, pasów, sprzączek, ładownic, przyborów do czyszczenia karabinów, którym groziło zaginienie, mimo ciągłe zakazy — zapalali świecę, co było powodem kar.
Raz nawet pobito kaprala, który siłą chciał się wedrzeć do pokoju i zagasić światło. Ten gromadny czyn antymilitarny przeszedł jednak bez poważniejszych następstw.
Najwięcej i najsilniej protestującym przeciwko ciemności był K. Dunikowski, który co wieczór zapalał świecę, powtarzając stale: „Przecież ja jestem człowiekiem — cóż wy chcecie — nie można pozwolić!...“
Nieustanne protesty nasze zmusiły jednak władzę do zaprowadzenia w całym gmachu elektryczności.
Wieczory i ranki schodziły na kłótniach i wymawianiu sobie wzajemnie, jak kto spał, jak kto wogóle sypia, a zaczynały się przeważnie takiemi słowami:
— Jerzy, psiakrew! (słowa aż nadto często używane w legjonie) Jeśli ty już tak bardzo lubisz spać na wznak, to po djabła się angażowałeś?!