Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Pierwszy, przeklinany, o godz. czwartej rano, drugi wyżej wspomniany zwołujący chorych, trzeci wołający kaprala dyżurnego, czwarty gromadzący wszystkich dla wysłuchania raportu dziennego, piąty — to rozdawanie listów, szósty i siódmy — soupe, ósmy krótki, niby zew srogi — apel wieczorny, dziewiąty najbardziej melodyjny na gaszenie świateł i dobrą noc.
Najlepszymi trębaczami we Francji są żołnierze Legji Cudzoziemskiej, im bowiem kilkunastoletnia praktyka pozwoliła się wczuć we wszystkie subtelności możnego instrumentu, jakim jest trąbka — towarzyszka żołnierza we wszystkich jego złych i dobrych godzinach.

Cwiczenia stawały się z każdym dniem coraz bardziej uciążliwe. Dyscyplina wojskowa niewidzialnie wchodziła w życie nasze, coraz więcej ograniczając wolę, zachcenia, ambicję Myśl nawet pracowała ostrożnie, jednokierunkowo. Przeszłość, niedawna jeszcze przeszłość życia w Paryżu, ukazywała się już tylko na mgnienie oka w obrazach mgławicowych, wyobraźnią nawet z trudem powtarzanych w chwilach zamyśleń się przedsennych i błąkań myślami po przestrzeniach dni minionych.
Mimowoli stawaliśmy się zwartą masą, tłumem jednako ubranym, budzącym się i zasypiającym na odgłos trąbki, żyjącym, zdawało się na dźwięk suchy i ostry, znany już dźwięk komendy.
Pamiętam, gdy podczas ćwiczeń mojej kompanji wyjąłem chustkę z kieszeni, w celu wszystkim kulturalnym ludziom wiadomym — chustkę do nosa. Wydobytej nie zdążyłem użyć, ponieważ tuż przy mnie stał czerwony z gniewu adjutant, rycząc pytanie. „Vous êtes au garde a vous“?
Zdziwiony, chciałem odpowiedzieć, że to u nas rodzinne, że zresztą prawie wszyscy moi znajomi używają chustek do nosa.