Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/42

Ta strona została przepisana.
Odjazd na front

Na front, na front!..
Dziś słowo to straciło swój urok, słowo kryjące czar tajemnicy w pierwszych miesiącach wojny — obecnie łączy się w pojęciu każdego obywatela z niewygodą, chłodem, głodem i niebezpieczeństwem.
Dawniej wszystko to miało swój wabny wdzięk, ciągnęło ku sobie przemocą, obiecywało czyn, w którym się ma zamknąć całe życie, mogiłą stwierdzone.
Dziś niebezpieczeństwo przestrasza, niewygoda odstrasza.
O godzinie 7-ej rano dnia 22 października zaroiło się na podwórku koszarowem. Golono się staranniej, niż zwykle, myto, czesano przed wyjazdem na front.
„Na front“ — powtarzało się i słyszało ciągle.
Sierżanci, kaprale biegali, jak opętani.
Do tornistra dorzucaliśmy coraz to nowe, otrzymane przed chwilą szczegóły, jak: sznurowadła, tłuszcz do czyszczenia fuzji i t. p.
O godzinie dziewiątej kazano nam wszystkie rzeczy spakować, uporządkować zajmowane pokoje, tak, by w nich żadnych śladów po nas nie zostało.
Spakowane tornistry, karabin, torby znieśliśmy na dół.
Byliśmy już poniekąd w drodze. Do małych przed chwilą opuszczonych celek klasztoru-koszar nie wolno było wchodzić.