Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/43

Ta strona została przepisana.

O godz. 10-ej ostatnia wizyta lekarska.
Kolejno byliśmy pytani przez lekarzy czy czujemy się dosyć silni, by jechać na front, czy nam nic nie dolega?
Z kompanii polskiej zostali w Bayonnie Ksawery Dunikowski, Djamentowski i Huzarski.
Silny rozstrój nerwowy i wyczerpanie fizyczne nie pozwoliły Dunikowskiemu wyjechać z nami. Żegnając się z nim widzieliśmy żal jego rozstawania się z garstką odjeżdżających kolegów.
W ostatniej chwili chciał jechać, na co nie pozwoliliśmy, wiedząc bowiem, że tam gdzie jedziemy potrzebna nie reszta siły, ale jej nadmiar.
Przed bramą oczekiwały nas tłumy kobiet z kwiatami.
To wszystko, cośmy przywieźli z Paryża z przed gmachu Inwalidów, co wypieściła z nas nasza wyobraźnia od początku wojny, cośmy przed snem widzieli twardym, codziennym na brudnych siennikach koszarowych — wszystko to teraz zwarte zgęszczone drżało w upalnem słońcu południa.
Rozpostarło się nam naszemi głowami, snuło się po ziemi, omotało myśl naszą, która jeśli się na chwilę wyrwała, to już tylko po to, by wargami przywrzeć do przedrogich rąk, które daleko może właśnie w tej chwili, w modliswie, bólu, lub niepewności załamały się nad losami drogiej Ojczyzny.
Ołówkiem kreślono ostatnie słowa pożegnań, niecałowanym ustom narzeczonych, słano żywe ostatnie pocałunki.
O godz. 12-ej ostatnia „soupe“. Siedząc na kamieniach lub trawie zjadaliśmy pośpiesznie nasz obiad.
Po obiedzie rozdano nam prowianty na drogę. Manierki napełniono winem.
O pierwszej godzinie „rassamblement“.
— Tornistry na plecy! — rozleg,a się komenda. W sekundę na nasze już żołnierskie plecy wrzuciliśmy ciężkie, misternie spakowane tornistry.
Rozdano ostre naboje.