liony serc, nagle przetopionych w jedno olbrzymie serce Francji.
Zbudziła się Francja
Na wydarte z pieśni wezwanie: „Aux armes“ zbiegli się wszyscy, niby po wielką nagrodę, malując w wyobraźni piękne obrazy jutrzejszych zwycięstw.
Jutro zwycięskie, jutro poprzez krew, po przez radosnych ofiar zastępy, jutro!
Z Marsyljanki śpiewem na ustach, zmęczeni, spoczeni, ciągnęli ulicami Paryża, zostawiając wszystkie wygody i radości życia w pokoju, w niepamięci — pomni tylko wielkiego jutra.
A byli w pochodzie swoim tak potężni, tak rozkaźni, iż kładłbyś w niemym zachwycie przed ich nogami, jak kwiaty wszystko twoje życie, że chętnie tu zaraz na ulicach Paryża, poniosłbyś dla nich największą ofiarę, by stwierdzić, że z krwi jesteś, żeś się cały, jak oni sercem stał i że jak oni mścić pójdziesz skrzywdzone sponiewierane umiłowanie twoje.
— | — | — | — | — | — | — |
Ostatnie przeszły czwórki, ciemny granat ich szynelów rozpływał się w dymie i mgle długiej ulicy Paryża. W krtani tysiąca niedostrzeganych Polaków kamieniał niby krzyk buntu, okrzyk: Jesteśmy
Ciężkie pytanie wtłaczało się do polskiej piersi: Dokąd pójść, w którą stronę, nagłem poczuciem wielkiej mocy nabrzmiałe ramię zwrócić, jakim głosem krzyknąć, by świat usłyszał; Że Polska jest że każdy z synów gotów bronić jej granic wszystkiem życiem swojem.
Ta świadomość istnienia, istnienia, w owej chwili, nadmiernego nie dawała, ani chwili spokoju, kazała skamłać o powierzenie garstce Polaków najniebezpieczniejszej, najniższej posługi, byle by tylko być i móc czynem ponad wszelką ludzką możność porazić wrogów i zadziwić przyjaciół.