Ta żywa z ich strony odpowiedź uspokoiła nas trochę ze względu na karę, jaką mogliśmy otrzymać od kapitana.
Podczas naszego pobytu zabitym został adjutant kompanji, ciężko rannych było dwóch Czechów, odłamkiem granatu także został raniony Holender Weber.
Weber szedł z rozkazem do kapitana, kiedy odłamki granatu ugodziły go w piersi. Mimo ciężką ranę, dowlókł się do kapitana i rozkaz wręczył.
Na trzeci dzień otrzymaliśmy rozkaz przygotowania się do drogi.
Po północy opuszczaliśmy okopy Sillery.
Szliśmy wzdłuż znanego nam kanału Aisne — dokąd jednak — nie mieliśmy pojęcia.
Żołnierz na wojnie staje się podczłowiekiem, nigdy nie wiedzącym dokąd idzie, dlaczego biegnie, gdzie będzie spał, czy i co będzie jadł i co będzie za chwilę robił. Jedno wie, że zawsze i wszędzie ma być do wszystkiego i na wszystko gotowym.
Ta zupełna nieświadomość treści chwili nadchodzącej, bezplanowość osobista, najwięcej męczą w pierwszym okresie wojaczki, kiedy wyobraźnia nie jest jeszcze zupełnie przytępiona.
Z nad kanału wydostaliśmy się na błotnistą drogę między wysokie, już bezlistne drzewa.
Tu kompanję naszą zatrzymano dla odpoczynku.
Dziesięcio minutowe odpoczynki są napewno jedną z największych rozkoszy żołnierskich. Z jaką niewysłowioną przyjemnością ustawia się w kozły ciężkie karabiny, zrzuca w błoto pięćdziasięcio kilowy tornister, a potem kładzie się, byle gdzie, w grząskie błoto, na kamienie — byle całem, zmęczonem ciałem.
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Szliśmy w milczeniu, z trudem wlokąc znużone nogi.
Trzy minione doby nowych wrażeń, bezsenność wyczerpały nasze siły szliśmy przez postanowienie woli całej gromady.
Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/62
Ta strona została przepisana.