Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Młody, zaledwie dwudziestoletni, ten bohater był żołnierzem Legji Cudzoziemskiej, dokąd wstąpił w 16 roku życia.
Mayac, nazwisko sierżanta, został przedstawiony przez kapitana naszego do medalu wojskowego.
Trzech pozostałych rannych również odprowadzono na posterunek opatrunkowy do piwnic Markizy, skąd nocą zostali odesłani de szpitala.
Wypadek powyższy przygnębił nas i pociski zaczęły robić na nas wrażenie, tembardziej, że rannych było z każdym dniem więcej.
Do zwykłych naszych zajęć przybyła nam nocna praca zakładania drutów kolczastych przed okopami.
Wyjście z okopów, głównie pierwsze, robi na żołnierza tzw. „bleu“ wrażenie, jakby odarcia jednostki z jego pewności siebie, pozbawienia go siły. Wyrabia jednak w młodym żołnierzu rezygnację, która jest niezbędną na wojnie.
Do okopów naszych przyzwyczailiśmy się do tego stopnia, że często w nocy zatrzymani przez wartowników, drwiliśmy z ich gorliwości.
Podług regulaminu, gdy wartownik słyszy kroki, powinien krzyczeć „Halte-là“, a po chwili „Qui vive?“ Jeśli nadchodzący nie odzywa się, wartownik jeszcze raz pyta pełnym głosem „Qui vive“ „Halte-là, gdy jednak i za drugim razem zostaje bez odpowiedzi — nabija karabin, przytem grozi, że będzie strzelał. Gdy jednak nadchodzący na pytanie „Qui vive?“ odpowie — wtedy wartownik woła: „Avance au rallignement“, trzymając bagnet na wysokości ludzkiej piersi.
Obcy zbliża się na długość karabinu z bagnetem, skąd szeptem mówi wartownikowi hasło. Wtedy tylko zostaje przepuszczanym. Hasło zmienia się codziennie.
U nas jednak odbywała się cała ta ceremonja po domowemu.