Gdy stojący na warcie zatrzymywał głośnym „Halte-là“, odpowiadano mu przeważnie: „Idź do djabła“, albo jak u drzwi kolegi „Cicho — to ja Janek!“
Z całą jednak surowością zatrzymywaliśmy władzę naszę, która musiała się długo legitymować, zanim została przepuszczona.
Wogóle, ze względu na zżycie się wspólne wszystkich, zmiana warty odbywała się aż nadto prosto. Przychodziło się na posterunek i do schodzących żołnierzy kolegów mówiło się: „No idźcie spać!„
Podług regulaminu zmiana warty jest bardziej skomplikowaną. Zmiana, jak również schodzący z posterunku prezentują broń, powierzają hasło, mówią czego i jak należy strzec, prócz tego ustępujący powinni opowiedzieć wszystko, co podczas ich czuwania zauważyli, widzieli, lub słyszeli.
„Patrz, tam na lewo, tam się coś czerni!“ Powiedziano czasem, przeważnie jednak: „Było zupełnie cicho i nic nie widać“.
Okopy Prunay stały się takim polskim kątem na froncie francuskim, gdzie język słyszało się tylko polski...
Następne dnie mijały spokojnie — przerywało je jedynie popołudniowe bombardowanie.
Dwutygodniowy pobyt nasz w okopach skończył się wymaszerowaniem kompanji do małego, pięknie położonego miasteczka Verzonay.
W Verzonay umieszczono nas w domach wielkich winnic Domy te, przeznaczone dla robotników zbierających winne grona, posiadały wszelki, oddawna niewidziany przez nas komfort, mianowicie: Sale były tak wysokie, że nie potrzeba było się nachylać, ani wchodząc, ani wychodząc — przeciwnie, można było stać, chodzić zupełnie wyprostowanym. Po za tem w całym domu były okna z szybami. Do spania były specjalne nary ze świeżą słomą. Na podwórzu była wielka studnia. Jednem
Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/69
Ta strona została przepisana.