Parę słów o naszym wzajemnym stosunku koleżeńskim. Dla każdego z kolegów oddział polski był czemś bliskim, świętym, doskonałym. Na oddział polski nie wolno było, ani powiedzieć nic złego, ani popatrzeć nań źle.
O doskonałości oddziału naszego byliśmy najzupełniej przekonani i niezachwianie weń wierzyliśmy.
Cała ta garść polaków była jakby otoczona żelaznym kręgiem naszej miłości narodowej.
Wewnątrz tego kręgu wszystko już miało charakter osobny, tylko i wyłącznie nasz. Drobne, czy poważne zatargi momentalnie cichły, gdy ktoś obcy próbował się wmieszać, lub sądzić.
Prócz tego dzieliliśmy się na grupy przypadkowo stworzone przez podział na sekcje i escouade’y.
Każda poszczególna sekcja polska była w jej oczach lepszą od innej, dalej — każda escouade wyżej stojącą pod każdym względem od pozostałych.
Najciaśniej związani przyjaźnią byli zwykle mieszkańcy jednej ziemianki O lepszy kąsek mięsa dla kolegów z wspólnego lochu walczono zawzięcie. Tak było ze wszystkiem.
Ciekawe było życie nasze w ziemiankach, głównie noc, która była czemś, o czem ludzie cywilni nie mają wyobrażenia i pojęcia.
Noce nie zajęte przez wartę, często bardzo mieliśmy zupełnie wolne, zaraz po przyniesieniu żywności do magazynu w czerwonym domu.
Od godz. jedenastej zabieraliśmy się do snu. Po wypaleniu papierosów, gawędzie na temat wypadków dnia, kolega w głębi ziemianki układał się pierwszy, ma się rozumieć na jakiś umówiony zgóry bok, potem następny kolejno, aż do ostatniego, t. j. tego, który leżał przy wejściu.
Gdy już wszyscy ułożyli się, gaszono świece i natychmiast zasypiano. Mimo ciasnotę, częstokroć chłód, lub wpadający zzewnątrz deszcz, spanoby noc całą bez przebudzenia, gdyby nie wszy. One były tą nie do zwalczenia plagą, dopro-
Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/73
Ta strona została przepisana.