Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/74

Ta strona została przepisana.

wadzającą nas do rozpaczy. Gdy jeden z wrażliwych kolegów wykonał jakiś gwałtowny ruch, wywołany swędzeniem nie do wytrzymania, budził wszystkich. Przebudzeni siadali i przy zapalonej świecy rozpoczynali polowanie.
Po względem zaspokojeniu swych pragnień, wypaleniu papierosów układano się na nowo. Czasem podczas nocy polowanie odbywało się kilka razy. Dochodziło do tego, że przed snem wszyscy przyrzekali nie poruszyć się, „żeby tam nie wiem co!... „nie wiem jak!“. Nie zawsze jednak dotrzymywano przyrzeczenia.
Bywały omyłki, że ktoś w rozdrażnieniu i swoim rozpędzie myśliwskim polował nie na swoim terytorjum. Żywe protesty przyjaciela w ciasnym ciemnym lochu sięgały często najniewinniejszych, dalej leżących kolegów.
Zauważyłem, że żołnierz w okopach, prawie nigdy nie siedzi Rzadko chodzi, wiele stoi, resztę leży. Nizkie lochy nie pozwalają na względne choć wyprostowanie się podczas siedzenia, co męczy i bynajmniej nie jest odpoczynkiem. Stąd, gdy się raz weszło do ziemianki, natychmiast układano się na wznak i... zasypiano.
Po paru tygodniach pobytu w okopach Prunay spytano, kto chce z nas pójść w nocy na ochotnika, na patrol. Patrol ma na celu obejście całej przestrzeni między okopami i sprawdzenia, czy nieprzyjaciel nie zamierza jakiejś niebezpiecznej dla naszych okopów pracy.
Patrole są także po to, by podczas swej nocnej wycieczki schwytać i żywym przyprowadzić jeńca, od którego można by było zasięgnąć języka.
Ochotników znalazło się za dużo. O godzinie dziesiątej w nocy, kilkunastu wolontaryuszów bez szyneli, z założonymi na karabin bagnetami przechodzili wąską, tajemną ścieżką między drutami w stronę okopów niemieckich Warta została uprzedzona, że wyszedł patrol i strzelać nie wolno. Pozostali w okopach koledzy wyobrażali sobie, że uczestnicy nocnej