Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

za dwa tygodnie, za często panienka przychodzi — posłyszała Helena.
— Drugi! — wykrzyknął woźny — Numer drugi! — powtórzył głośniej.
Helena zbliżyła się do barjery.
— Seweryn Witan, z Legji Cudzoziemskiej, — powiedziała cicho, a serce powtórzyło uderzeniem w piersi aż boleśnie mocnem każdą sylabę po trzykroć.
— Seweryn Witan, Legja Cudzoziemska, dêpot pułku przeniesione już do Afryki. Proszę poszukać! — zwróciła się kobieta z zachrypniętym głosem do swych kolegów, urzędników w mundurach wojskowych.
Helena oparła się o barjerę. Powieki wsunęły się na oczy. Krew odeszła z twarzy, odpłynęła z serca do słabnących nóg. Zachwiała się.
— Sierżant? — rzucił pytanie w drzwiach do sali obecny jakiś żołnierz.
— Czy wojskowy, o którego pani pyta, był w szarży sierżanta? — zwróciła się do Heleny urzędniczka.
— Nie wiem! — odpowiedziała szeptem, czując na sobie kilkanaście par oczu czekających ludzi, patrzących na nią z wyrzutem i zdumieniem.
Czekała długo.
O los żołnierzy Legji Cudzoziemskiej przeważnie nikt się tu nie dowiadywał, przytem troska o nich wyższych władz wojskowych była bardzo ograniczona. Jedyne dane, jakiemi rozporządzał główny urząd informacyjny, stanowiły zawiadomienia, nadsyłane przez kancelarje poszczególnych szpitali o ranionych, chorych lub umarłych legjonistach. Stąd też sprawa odnalezienia obecnego miejsca pobytu Witana wcale