Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/183

Ta strona została skorygowana.
IX.

W pierwszej połowie maja rany Seweryna po amputowanych kończynach zagoiły się zupełnie. Jedynie, lecz dotkliwie bardzo dokuczała rana głęboka w pachwinie, wciąż niezmiennie krwawiąca od sześciu tygodni. Bóle, jak je nazywał sam ranny, pstre i piekące powtarzały się podczas dnia kilkakrotnie w jednakowych odstępach i męczyły nad wszelki wyraz. Częstokroć podczas takiego napadu cierpień, Witan zrywał bandaże, zrzucał ze siebie kołdry, miotał straszliwe przekleństwa i lżył wszystkich bez wyjątku najordynarniejszemi słowy. Helena na gorycz rozpaczy i bólu rannego odpowiadała jeszcze większą troskliwością, bezgraniczną dobrocią i czułością.
Od tygodnia naczelny lekarz pozwolił jej asystować przy wieczornych opatrunkach i bardzo trudnem, specjalnem przewijaniu rannego. Po kilku dniach zaznajomiła się dokładnie ze wszystkiemi sposobami najostrożniejszego bandażowania i obchodzenia się z raną.
W końcu miesiąca władza szpitalna w osobie trzech starszych lekarzy po wyegzaminowaniu umiejętności i zdolności pielęgniarskich Heleny pozwoliła jej zabrać Witana do Paryża. Na zgodę tę wpłynął zdaje się