Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

nemi w sufit wagonu. Helena, mimo że ciągle czuła jeszcze na sobie hańbiący cierpienie wzrok z sąsiedniego przedziału, dopiero teraz zasłoniła kwadratowe okienko. Życie jej zamknęło się jeszcze bardziej, opatrzyło wszystkie szczeliny, zacieśniło pierścień myślenia wyłącznie dokoła Seweryna.
Pociąg zaczął się wrzynać w mrok spokojny wieczoru wiosennego, senność owładała myślą, ciężkość ściągała wolę w najciemniejszy zakąt. W takt monotonnych przystukiwań pociągu ciało powtarzało jednakowe, bezcelowe ruchy. Zapatrzone w zasypiającego Seweryna oczy Heleny gasiły swój blask pod osuwającemi się powiekami. Wówczas wydało się jej, że kędyś z naprzeciwka przez szybę maleńkiego kwadratowego okienka patrzą na nią błękitne oczy Klemensa Grudowskiego. To zwidzenie zaniepokoiło ją bardzo, zegnało sen z powiek i prześladowało aż do wstydliwego poranku, kiedy to między zaspane mury Paryża wpadł, ciągnąc za sobą gromadę hałaśliwych, krótkonogich bachorów, wielki, czarny i groźny parowóz.