Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

jeszcze wtedy wolę życia, obdarła go z niej, niby z różowej powłoki, przesyconej krwią i czuciem. Na podłodze obok łóżka leżały stosy porozrzucanych książek, na stoliku nocnym rzędem stały butle i butelki z ogonami recept.
— Pani?!!! — zdziwił się, lecz już po mgnieniu powiek radość wkłóciła się w zdziwienie: rozszerzyła źrenice i zaczerwieniła policzki rumieńcem ceglastym, niepokojącym. — Skąd? — pochylił się, by pocałować rękę Kosińskiej.
— Prosto z dworca i... — zająknęła się — przyjechaliśmy o dziewiątej... on czeka w dorożce...
— Więc i pan Seweryn?
— Tak i właśnie chciałam pana prosić... najpóźniej za godzinę zwrócę, muszę za dorożkę i dla... — chciała powiedzieć, że prócz zapłaty za dorożkę, musi jeszcze mieć pieniądze dla tych, którzy wniosą Seweryna na górę, lecz urwała i zazdrośnie zatarła przed Klemensem kalectwo swego kochanka.
Grudowski podał Helenie otwarty portfel z pieniędzmi. Wyciągnęła zeń parę banknotów i wybiegła na korytarz. Gdy wnoszono Seweryna na górę, Marcelowa, przechylona przez poręcz schodów, czekała na Helenę, w ręce trzymała klucz od jej pokoju.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Z czasem zaledwie tygodnia Seweryn zżył się z nowem otoczeniem i wgrzązł w wygodę, jaką otoczyła go Helena. Wtedy właśnie, gdy życie jego zewnętrzne nie czekało już na żadne zgóry oczekiwane zmiany, tak, jak to miało miejsce w Paryżu, gdzie