jej — nie mogło być określeniem obecnego jej uczucia, podobnie, jak dźwięk tego słowa nie odpowiadał doskonale harmonijnej pieśni, która rozśpiewała się w duszy Heleny na cześć jego — kochanka duszy — jak mniemała — jej własnemi rękoma zdjętego z krzyża i czekającego w bólu i poniżeniu na powstanie z niemocy w promieniach i cieple oczyszczonego tchnienia jej życia. Więc miasto odpowiedzi zatopiła się w marzenie i milczała, sądząc, iż Seweryn słyszy mowę tej głębokiej ciszy i pocałunków jej.
Witan jednak nie słyszał nic, prócz własnej chęci ujrzenia wreszcie znaku, którego mógłby się chwycić, niby zbawczego sęka, podczas nieuniknionego zsuwania się na ostrze kamieni, albo w przepaść czarną ostatecznej rozpaczy. Gorycz wyżarła się z mózgu i spłynęła na usta jak zatruta, zjadliwa plwocina.
— Zabiłabyś się dla mnie?
— Zabić? Dla ciebie? — nie zrozumiała odrazu pytania kochanka, dopiero, gdy patrząc w jego oczy, zagłębiała się w nie wraz i w siebie, zaczęły ją ogarniać naprzemian: zdziwienie i lęk. Chcąc się wyrwać z głębokiej matni, coraz bardziej zaplątywała się w nią. — Umrzeć? Nie być? nie być dla cierpienia, nie być dla niego? Dlaczego? zarzucała w otwarty mózg ostre haki pytań. Żadne wyrzeczenie, żadna udręka nie straszyły jej, czemuż teraz zmroził ją strach i załamał, kędyś na inną stronę, przerzuconą, kładkę trwania? — posłyszała w sercu głos strachu, walącego w nią obuchem, naglącego nogi i ręce i krzyczącego: uciekaj, uciekaj! lecz zamiast uciekać zwarła się w milczący, sfinksowy kształt, tylko oczy roz-
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/200
Ta strona została skorygowana.