zlekka umeblowanym, odpocząć, przedewszystkiem odpocząć. Otoczony, nie tyle troskliwą opieką, ile podejrzliwą ciekawością Marcelowej, Klemens, nie próbując wprowadzać ładu w rozgardjasz myślowy, powstały za sprawą wypadków ostatnich miesięcy, czekał na chwilę, któraby mu się czemś szczególniejszem narzuciła. Wiedział z długoletniego doświadczenia, że każde istnienie, niezależnie od otoczenia, od rozmiarów pola działania, zdolne jest często bezwiednie wywołać, czy wykrzesać dla siebie interes życiowy. Otoczeniem Klemensa bezpośredniem i pośredniem, zarówno jak polem działania, był czworokąt pokoju, meble (powstrzymajmy się jak najdłużej od wyliczenia ich) i nieznajomi sąsiedzi, bytujący za ścianami, bynajmniej nie martwemi dla wrażliwości Grudowskiego.
Wylegując się na wyraźny rozkaz ciała większą część doby na żelaznem łóżku, ustawicznie drżącem i postękującem, Klemens nawiązał szczególną łączność duchową ze wszystkim kształtem użyteczności codziennej.
Wiedział już dobrze, że gięte wiedeńskie krzesło, stojące między szafą i piecem, spotkał jakiś zawód życiowy, że wysunięta „na spocznij“ prawa, przednia nóżka krzesła jest tknięta paralitycznym bezwładem i że każde dotknięcie tego sprzętu ludzką ręką sprawi mu wielki ból. Wiedział także, że szafa orzechowa, zasłaniająca drzwi do przyległego pokoju, tak łatwo się przeraża, jak stara panna w czasie sprawowania tajemniczego obrządku ubierania się, że, raz zbudzona w nocy, wybija się zupełnie ze snu i narzeka na los
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/21
Ta strona została skorygowana.