Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

w krąg, jak rama obejmuje dzieło myśli ludzkiej, zakuła ich w samotność nieubłaganą i nieustępliwą śmierć Klemensa.
Oto pewnego bardzo wczesnego ranka zbudziła ich córka rządcy, panna Jadwiga. Twarz miała nabrzmiałą i powieki czerwone od łez.
— Przyniosłam list — zaczęła drżącym głosem na progu — dzisiaj nad ranem pan Grudowski umarł i... i właśnie zostawił...
— Umarł! — powtórzyła Helena, bez żalu, lecz z trwogą podpowiedzianą przez jakąś jasność wewnętrzną, w której wszystko obecne, przyszłość nawet, stało się przez chwilę widoczne.
Seweryn tępo wpatrzył się w załzawione oczy panny Jadwigi.
— I właśnie ten list zostawił dla pana. Umarł o czwartej... byliśmy przy nim z ojcem... Może państwo później przyjdą... Proszę ten list, bo ja już... — położyła list na stole i wybiegła czem prędzej na wąskie schódki.
Cisza żywa, mowna i skupiona została w pokoju. Sosny szumiały wyraźniej i dzień jasny, pogodny zaglądał ze wszech stron tak, że myśli żadnej, najmniejszego okiem mrugnienia ukryć nie było sposobu.
Helena podała list Sewerynowi. Witan podniósł kopertę do oczu i wodził niemi długo tam i zpowrotem po drobnych, cienkich literkach swego imienia i nazwiska. Nie żal ludzki, zwykły, lecz jakoweś dziecięce rozrzewnienie spłynęło mu pod powieki i przysłoniło widzenie. Każda z liter, wypisanych na kopercie, odzywała się dźwiękiem znajomego głosu i przepa-