Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

jako wroga. Gdybym pana znał dawniej, w czasie zamordowamia owego Niemca, na pewno nazwałbym pana wtedy zbrodniarzem. Gdybym pana widział na polu bitwy nazwałbym go — bohaterem. I przedtem i później stosunek mój do pana byłby stosunkiem wszystkich, słowem, ogółu ludzi. Gdy jednakże zobaczyłem pana, a raczej poczułem jego rękę na mojem gardle, mimo stanu mojego, wówczas bardzo krytycznego, zdałem sobie sprawę, że chciał pan zabić we mnie moje cierpienie, oczywiście wraz ze mną. Potem, po kilku dniach, myślałem o panu i próżno szukałem nazwy dla pana. Wszystkie trzy czyny splątały się w jeden, wszystkie nazwy przepadły w czynie pańskiego potwornego miłosierdzia.
Zostaliśmy przyjaciółmi. Jako przyjaciel zwierzam się panu z miłości mojej dla pani Heleny. Miłości tak bolesnej, tak rozpacznie, beznadziejnie dręczącej, że na pewno pan, widząc ją we mnie, rzuciłby się na mnie tak, jak wówczas. Mam wrażenie, że ona nic nie wie o tem mojem uczuciu. Niech pan, proszę, nie mówi jej o niem nigdy. Ona jest bez zdrady. Ona jest czystsza od wszelkiej czystości ziemskiej. Życie człowieka przepadło w niej, zmarło już dawno, pozostała tylko bytująca jasność. Im bardziej pan nieszczęśliwy i kaleki tem bliższy pan ciepłu i promieniom tej jasności. Los ześpiewał was oboje w jedną pieśń — bohaterowie z przeznaczenia. Pragnie was pożegnać ostatniem swojem tchnieniem
wasz Klemens“.